NASTĘPCA ŚW. PIOTRA W NOWYM TARGU

Gdy radosna wieść już dotarła do miasta, rozpoczęto gorączkowe przygotowania. Za tę wizytę było odpowiedzialnych wiele osób. Ze strony władz PRL tą osobą był Józef Bafia – wojewoda nowosądecki, który wszelkimi siłami starał się udaremnić papieską wizytę. Dzięki Opatrzności Bożej tak się nie stało. Kościół reprezentował ks. prałat Franciszek Juraszek, proboszcz Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Nowym Targu.

Jego upoważniła Kuria Krakowska do kierowania przygotowaniami tej historycznej, wielkiej pielgrzymki. Jednak sam Prałat stwierdził, że nad przygotowaniami czuwała Gaździna Podhala – Ludźmierska Pani. Był to znaczący gest… Wróćmy do sierpnia roku 1963, kiedy Prymas Polski Stefan kardynał Wyszyński koronował figurę Matki Boskiej Ludźmierskiej, a gospodarzem uroczystości był ówczesny kardynał krakowski Karol Wojtyła. Owego dnia, tuż po koronacji, gdy figura Maryi była już wnoszona do kościoła, wysunęło się berło z ręki i złapał je właśnie kardynał Wojtyła. Odczytywano to słusznie za znak Boży i pokazanie drogi Wojtyle ze Stolicy św. Stanisława w Krakowie do stolicy św. Piotra w Rzymie.
Praca przy papieskim ołtarzu wrzała. Dokładano wszelkich starań, aby było wszystko zrobione pięknie i precyzyjnie. Miasto ożyło i wypiękniało – remontowano ulice, odnawiano budynki, a co najważniejsze, trwała także „duchowa odbudowa” mieszkańców Podhala i całej Polski. Nadszedł długo oczekiwany dzień 8 czerwca. Już od nocy poprzedniego dnia, nowotarskie lotnisko zapełniało się wiernymi. Z samego rana pojawiła się niesiona we wspaniałym orszaku sama Gaździna Podhala – uśmiechnięta i radosna, witała wiernych poddanych i oczekiwała na pojawienie się Tego, który powiedział „Totus Tuus – cały Twój”, oddając się w Jej matczyna opiekę. Około godziny 10 dało się słyszeć warkoty silników i od strony Gorców wyraźnie widać było nadlatujące helikoptery. Z jednego z nich wysiadł Piotr naszych czasów… Aż płyta lotniska zadrżała, gdy zabrzmiał potężny, góralski śpiew niesiony echem po halach i przepiękne chóralne śpiewy pod batutą profesora Grzybka. Ojciec Święty, po przywitaniu z ukochaną podhalańską ziemia, sprężystym krokiem zmierzał w stronę ołtarza i skłonił czoło przed Ludźmierska Panią. Następnie odwrócił się do zebranych i w geście powitania wyciągnął ręce, jakby chciał powiedzieć: „Spójrzcie, co się dokonało”! Entuzjazm zebranych nie miał końca. Wybuchła euforia radości, przerywana oklaskami.

Gdy nastąpił moment czytania Słowa Bożego, Ojciec Święty był niezwykle skupiony, również skupienie zachował w czasie głoszenia homilii. Mówił w niej o swojej miłości do pięknej podhalańskiej ziemi, która choć wspaniała, jest jednocześnie kamienistą, niezbyt urodzajną i wymagającą niemałego trudu „rolniczego”. Mówił o emigracji górali, zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych Ameryki i prosił, aby stając się Amerykanami, nie przestali być góralami. Aby stawszy się materialnie bogatsi – duchowo nie ubożeli. Pobłogosławił tym „zza wody” i tym zgromadzonym na Eucharystii.

Nadszedł czas pożegnania – nie było łatwo żegnać się z Najwyższym Pasterzem. Był śpiew, lecz były także łzy. Aż wreszcie Jan Paweł II zakończył żartobliwie: „Biermy się stąd, bo spod Tater sikawica idzie”! i tak się stało – gdy tylko helikoptery poderwały się od ziemi, powoli nadciągnęła ogromna nawałnica.

Każda wizyta w Polsce była wielkim wydarzeniem historycznym i religijnym, nie tylko dla Polaków. Każdy pobyt Papieża w Ojczyźnie dawał pokrzepienie, wnosił iskierkę radości w niełatwych czasach. Jan Paweł II jest trzecim w historii Kościoła Papieżem, gdy chodzi o czas „kierowania” Stolicą Piotrową.

Przygotował Franciszek Szlaga
U ŚWIĘTEJ KATARZYNY Nr 122 czerwiec 2004

Artykuły , ,